środa, 3 sierpnia 2011

Quito w moich oczach

Trudno oddzielić tu sen od jawy. Szczególnie sen Polki od jawy równikowego kraju.

Na śniadanie merengue i sok z marakuji, z arbol de tomate, z naranjilii i innych owoców, których nie można przetłumaczyć na język polski.

W drodze do Ministerstwa, gdzie odbywają się zajęcia, mijam pachnący eukaliptusowy park, w którym stoją dostojni ojcowie niepodległości, wśród nich Ulpiano Paez, patron ulicy przy której przyszło mi tutaj mieszkać.



Zajęcia z ministrami, ekonomistami, specjalistami w swojej dziedzinie – krótkie, długie, nudne i ciekawe, na przykład dzisiaj niezwykle interesujące spotkanie z Minister Dziedzictwa panią Marią Fernandą Espinosa.

Na obiad salsa, morocho, empanadas de viento, cebiche albo coś zupełnie innego czego na próżno będę szukać w Polsce.

Spacery w górę i w dół, przy większych zadyszkach można wsiąść do taksówki i za 3 usd przemieścić się na drugi koniec miasta, po to żeby zobaczyć papugi, które gdy robi się im zdjęcia, śmieją się do rozpuku.


Uczę się Ekwadoru, uczę się siebie w Ekwadorze, uczę się innych, o innych i od innych w Ekwadorze. Chodzę starymi ulicami, mijam nowoczesne budynki i próbuję zapamiętać wszystko co tworzy tutejszą rzeczywistość, tak jakbym chciała napełnić swoje spojrzenie Quito, wypełnić swoje oczy jego kolorami i szarością, jego słońcem i chmurami, jego bogactwem i biedą, jego wspaniałością i upadkiem, jego przeszłością i przyszłością, jego żółtymi taksówkami i zielonymi tabliczkami z nazwami ulic, a potem pokazać to wszystko Tobie, ale nie w blogu, nie na zdjęciach - chcę żebyś zobaczyła Quito w moich oczach.

I żebyś się nim zauroczyła tak jak ja...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz