niedziela, 17 lipca 2011

Smutni , biali ludzie.

Trzymamy się za torebki, chowamy portfele, poruszamy się głównymi ulicami, nie wsiadamy do trolejbusa tylko zatrzymujemy taksówki. Czego my się dowiemy o Quito przemykając chyłkiem obok sprzedających lody Indian? Czego my się dowiemy o kraju wychodząc w pośpiechu z baru do którego wchodzą Afroekwadorczycy?

Zachwycamy się kościołami, kolonialną architekturą, szkołą quiteńską i rzeźbami sprzed wieków. Niewątpliwie jest się czym zachwycać, jednak obiektywizm i chłodne spojrzenie badaczki uniwersyteckiej przegrywa z emocjami. Nie mogę znieść ociekającego złotem najpiękniejszego kościoła w Quito – Compania de Jesus. Barokowe, grube, białe anioły są ponad nami. Święci na wiekowych obrazach, zatrzaśnięci w drewnianych ramach konwencji patrzą uduchowieni w niebo. Nie ma tu miejsca na prozaiczność, wszystko patetyczne, ogromne, bogate.

Trzy dolary zainwestowane we frustrację i nawet nie można zrobić zdjęcia, żeby zapamiętać ten złoty odcień próżności, jaki pozostawili po sobie nasi przodkowie.

Czytam, słucham, widzę. Doprowadzone do absurdu, doprowadzające do szału teksty: „Indianie żyją tu już obok białych 500 lat” albo: „Najgorsze było to, że pozwolili mieszać się Indianom z białymi”. Co my tu robimy mając takie poglądy, czytając takie gazety, wygłaszając takie opinie?

Hasło obecnego prezydenta „La patria ya es de todos” śmieszy nas. „Ojczyzna jest już dla wszystkich” to rzeczywiście bardzo śmieszne hasło…

Smutni, biali ludzie?
To my.

1 komentarz:

  1. lubię ten wpis...taki wyzbyty "naszego" wszech panoszącego się europocentryzmu, a jednak nie bez cienia obiektywnego samokrytycyzmu (MY)...
    hmmmm, zazdroszczę Ci tej podróży, korzystaj z doświadczeń Białej Podróżniczki i pisz, pisz, pisz!!! pozdrawiam
    K.W.

    OdpowiedzUsuń