sobota, 16 lipca 2011

Quito (14 lipca 2011)

No więc dotarłam...
Zdziwiło mnie,że lotnisko Mariscal Sucre jest tak małe.
Potem drugie zdziwienie- wszyscy na drodze na siebie trąbią, a ludzie przechodzą przez ulice jak i gdzie chcą i nikogo to nie dziwi.

Mam soroche - chorobę wysokościową.
Boli mnie głowa,niedobrze mi.Prawie spadłam ze schodów,bo nie miałam siły iść...
Ciekawe uczucie :)

Popołudnie przywitało mnie deszczem,ale pomimo tego poszłam na krótką przechadzkę.
Byłam jedną z niewielu białych osób na ulicy...Też ciekawe uczucie...

Chciałam przejść na drugą stronę ulicy na pasach bez świateł i dopiero po chwili zorientowałam się, że tylko ja stoję i czekam, a wszyscy,którzy chcieli przejść dawno wykonali slalom między samochodami.
"Como se nota que soy turista" - pomyślałam rozbawiona.
Od razu widać, że turystka...

Na pragnienie najlepszy sok z guayaby.
Na soroche - dużo wody i sok z limonki.

A... I nigdy jeszcze nie miałam kieszeni wypchanych dolarami ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz