piątek, 15 lipca 2011

Wyruszam, czyli Warszawa - Amsterdam (13 lipca 2011)

Zapisuję to co pamiętam, a więc już przetworzone i zinterpretowane, ale niech tam...
Lubię lotniska.Po wizycie na Schiphol lubię jeszcze bardziej.
Jest duże, jasne, z jakimiś akcentami holenderskimi np.malowidłami wiatraków albo sklepem z sadzonkami tulipanów. Zmęczone turystki i turyści mogą wypocząć na sofach, skorzystać z małej biblioteki,a gdzieniegdzie przysiąść na specjalnych fotelach do których zamontowano ipady z wczytanymi powieściami i rozmaitą muzyką. Europa...

Lotnisko sprzyja refleksji, więc i ja takową miałam, a mianowicie doszłam do wniosku,że podróżowanie poszerza horyzont (dosłownie i w przenośni),uczy obcowania z innymi,pokazuje jak różnorodny jest świat.
No, niby nic wielkiego i pewnie wszyscy to wiedzą,ale zastanawiałam się nad tym w kontekście tzw.nacjonalistów i piewców czystości ras oraz jedynie słusznej wizji świata...

No bo jeśli w restauracji obsługuje pan z wyraźnie hinduskimi rysami twarzy, mówiący biegle po angielsku,będący rodowitym Holendrem,obok siedzi rodzina:mama,tata (oboje biali) i troje dzieci (białe i czarne), wszędzie słychać język chiński i japoński azjatyckich turystów, na Twoje trampki rzucone niedbale,wjeżdża wózkiem ortodoksyjny Żyd, któremu wystaje spod kurtki chałat, a dookoła biegają marokańskie dzieci, no to musisz się zastanowić nad tym,że nie wszyscy są biali,nie wszyscy są Europejczykami,nie wszyscy są heteroseksualni,nie wszyscy są katolikami, po prostu nie wszyscy są tacy jak Ty.

I jeszcze coś: na lotnisku w Warszawie jest kaplica, a na znaku ją wskazującym jest krzyż. Na Schiphol jest znak "Centrum medytacji" i symbol klęczącego człowieka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz