czwartek, 6 sierpnia 2015

Ostatnie dzieci bolera…

…to tytuł wydanego w 2011 roku zbioru opowiadań autorstwa Raúla Péreza Torresa, w (znakomitym!) tłumaczeniu Anny Stąpór. Książka została wydana przez wydawnictwo claroscuro we współpracy z Ambasadą Ekwadoru w Polsce.

Chciałam napisać naukowo-o literaturze ekwadorskiej w Polsce, o intertekstualnych odniesieniach i pop-kulturze obecnej w tekstach ekwadorskiego pisarza i o tym, że ten tomik doskonale wpisuje się w tradycję tworzenia opowiadań tak w Ekwadorze, jak i całej Ameryce Łacińskiej.  

Ale nie umiem.
Nie umiem o tej książce pisać naukowo.
I nie chcę.

Mam w dłoniach 96 stron.  
8 opowiadań.
Każde o miłości.

Niemal wszystkie opowiadania są bez dialogów. To monologi, listy, strumienie świadomości, wyznania pisane na kartce papieru (kto dziś pisze na kartce papieru…?), z pewnością wspomnienie, może spowiedź, a nawet rozliczenie, podsumowanie (przed kolejną miłością?) ...

Czyta się tak, jak się kocha – namiętnie, szybko i zachłannie, skacząc po zdaniach, nie ważąc słów, lekceważąc przecinki i kropki.

Można inaczej, ale po co?

Jeśli zadaniem literatury jest poruszanie, wzruszanie i wybijanie nas z rytmu i z rutyny, to te opowiadania doskonale te zadania wypełniają, a przy tym nie są banalne. Nie ma tu też mdłego sentymentalizmu i niepotrzebnego patosu, wręcz przeciwnie - bohaterowie opowiadań są nadzwyczaj ziemscy i realni, słuchają Tracy Chapman („jesteśmy niczym, a szczególnie pod prysznicem”), Pink Floydów i Presleya, a jeden konstatuje nawet rzeczowo, że „jeśli zna się ludzi dobrze, to się rzyga albo się ich policzkuje” (str.64).

Nie brakuje tu też humoru: „No popatrz! Ja zawsze myślałam, że Marks i Engels to jedna osoba, jak Ortega y Gasset” (str.25) mówi jedna z bohaterek, a ktoś inny dodaje: ”zawsze czyhałem na nią przy wyjściu z wydziału. Tak, filozofii, co innego mogłem studiować, skoro nie chciałem studiować niczego?” (31)

To opowiadania o nas. O naszych miłościach, (nie)spełnieniach, życiu.

Z Ekwadorem w tle, bo przecież Caspicara, Quito, Pichincha czy Gúapulo są tylko tam. I tylko tam jeden z bohaterów może zapytać.: "Teraz nocą głuptaki niebieskonogie już nie trzepoczą skrzydłami. Dlaczego ciągle je słyszę?” (21)

Parafrazując jednego z bohaterów: co mam Wam dalej opowiadać? „Reszta jest zawsze resztą. Magiczny jest początek, reszta jest zawsze końcem. Chodzi o to, że z nią zawsze był początek”.

Z tą książką zawsze będzie początek i nie grozi nam, Mario Klaro, „groteskowa, szorstka, monotonna, codzienna trywialność”.

PS.
Nie mogę  nie wspomnieć o tym, że na str.12 znajduje się nawiązanie do Borgesa i do jednego z moich ulubionych cytatów, który brzmi:  „A unos trescientos o cuatrocientos metros de la Pirámide me incliné, tomé un puñado de arena, lo dejé caer silenciosamente un poco más lejos y dije en voz baja: Estoy modificando el Sahara.” 

"Jakieś trzysta, czterysta metrów od piramidy schyliłem się, wziąłem garść piasku, a  pozwoliwszy mu upaść trochę dalej, powiedziałem na głos: „Zmieniam Saharę"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz