A więc stało się...
Niedzielne wybory prezydenckie w Ekwadorze wygrał Guillermo Lasso. Pokonał on w II turze Andresa Arauza, popieranego przez byłego prezydenta Rafaela Corrę. Tym samym, po 15 latach, od władzy zostali odsunięci correiści - i szerzej - lewicowcy.
Guillermo Lasso ("el candidato eterno" -wieczny kandydat jak mówili złośliwi) - startował po raz trzeci. Pierwszy raz pokonał go w 2013 roku Correa. W 2017 Lasso przegrał z ówczesnym delfinem Correi - Leninem Moreno. Tym razem się udało. I stało się to ku zaskoczeniu wielu analityków, którzy wieszczyli wygraną Arauza. Tymczasem 65- letni konserwatysta, przedsiębiorca, bankowiec, członek Opus Dei, były gubernator prowincji Guayas i zwolennik liberalnego podejścia do gospodarki zdobył blisko 53 % głosów.
Wpływ na to miało kilka czynników: utrata zaufania do prezydenta Moreno, chęć odrzucenia correismo (bo mimo, że były prezydent od kilku lat mieszka w Belgii, wciąż jest obecny w polityce kraju, jest aktywny na Tweeterze, publikuje w sieci filmy wideo, udziela wywiadów itd.), kryzys sanitarny, podziały na lewicy, a także mobilizacja rdzennych mieszkańców, którzy głosowali albo na Lasso, albo - zachęceni przez Yaku Pereza (jednego z kandydatów biorących udział w I turze wyborów) - oddali głosy nieważne
O rządach Correi pisałam tutaj, więc nie będę się powtarzać, mimo, że figura byłego prezydenta mnie fascynuje.
Jeśli chodzi o rządy Lenina Moreno, to oprócz tego, że zdystansował się od Correi, musiał przede wszystkim stawić czoła kryzysowi związanemu z wybuchem pandemii, a co za tym idzie wzrostem bezrobocia i ubożeniem społeczeństwa.
I to jest dziedzictwo, które zostawia następcy. Lasso już zapowiedział, że w ciągu pierwszych stu dni swojego mandatu zaszczepi 9 mln Ekwadorek i Ekwadorczyków. Poza tym ma zamiar uporządkować politykę fiskalną, zwiększyć zatrudnienie, zwiększyć inwestycje i nie zamierza rezygnować z pomocy MFW.
Wygrana Lasso oznacza zmianę w sposobie zarządzania krajem, ale w Zgromadzeniu Narodowym prezydent ma tylko 12 głosów. Reszta to correiści i Pachakutik. Te siły będą musiały się ze sobą porozumieć i mam nadzieję, że to zrobią dla dobra kraju, który dopiero od 20 lat cieszy się względną stabilnością polityczną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz